Nie będzie nas będzie las.
COVID-19, wiadomo, #zostanwdomu! Nie oznacza to jednak, że nie możemy zaczerpnąć świeżego powietrza. Jest to nawet wskazane. Ważne, żeby ze stosownym dystansem do innych przedstawicieli naszego gatunku.
Wartość dzikich spacerów doceniło ostatnio wielu naszych znajomych, którzy co raz pozdrawiają nas z fotografii wypraw nad mazowieckie rzeki i bezdroża. Oto wielki powrót do natury! Ci, którzy dalej od lasów, spacerują nad Wisłą. Pamiętam z dzieciństwa takie spacery wiślane z Tatą. Małe dzieciaki z ojcem gdzieś pomiędzy mostem Gdańskim, a mostem Grota. Przynosiliśmy potem do domu najdziwniejsze, wypłukane wodą i wyrzucone na piaszczysty brzeg korzenie, istoty z drewna wyglądające jak poplątane stwory, jeden okaz przypominał łapę niedźwiedzia, z grubymi palcami zakończonymi wielkimi pazurami. Można w mieście odetchnąć zielonością.

Na naszej falenickiej wydmie też się zagęściło. Zawsze było sporo biegaczek i biegaczy, ale teraz spotykamy całe rodziny, albo małe grupki starszych pań i panów, mijamy też samotnych piechurów. Spacerowicze zachowują przepisowy dystans i delikatnie przemykają dalej po leśnych ścieżkach. Tym samym w Falenicy znowu wróciła zapomniana atmosfera uzdrowiska. Tak w 1928 roku donosił Tygodnik Ilustrowany:
Radość, Falenica, Świder, Otwock. Pachnie tam uroczo suchy las sosnowy, a tysiące willi i dziesiątki sanatoriów i pensjonatów, rozrzuconych na jego rozległych przestrzeniach, ściągają corocznie różnorodne rzesze, które dla swych wątłych płuc pragną leczniczego powietrza. Domy brzydkie, drogi złe, piasek i drożyzna, ale humory letników świetne….
Nasza koleżanka z Wrocławia, w facebookowym wyznaniu, zauważyła, że życie z dwulatkiem (w naszym przypadku to rok i dziewięć miesięcy) nie za bardzo zmienia się w czasie izolacji. Nie ma czasu na czytanie zaległych lektur pod miękkim kocem i z kubkiem pachnącej kawy w dłoni. To prawda. Jeśli chcemy poczytać to raczej w nocy i z czołówką. Ale za to spacerować można w pełnym blasku słońca.
Kierunek: do lasu!
Dla bywalców leśnych przedszkoli to nic nowego, ale dla nas las codzienny, to nowa jakość. Wprawdzie niejednokrotnie staraliśmy się wyciągać Gutkę na wydmę, córeczka jednak skuteczniej kierowała naszą grupę na lokalny plac zabaw, bazar gdzie na brocante można znaleźć ciekawe zabawki lub do kino-kawiarni Stacja Falenica, w której mamy już swój stolik i kanapę. Kilka dni temu zawróciliśmy naszego małego przywódcę z trasy dom – plac zabaw na ulicę prowadzącą do lasu. Jak to wytłumaczyć takiemu młodemu człowiekowi? Jakoś się udało. Ustaliliśmy nowy punkt na mapie świata i Gutka, mówiąc do siebie pod nosem, „plac zabaw, lobaki (robaki), wilus (wirus), boję” ruszyła w teren. Po dwóch dniach leśnych harców już zapomniała, że można chodzić gdzieś indziej.

Zabawy leśne
A kuku!
W lesie bawimy się. Oczywiście w a kuku! Chowamy się za drzewa i, chociaż widać nas, to szukamy się, straszymy się na niby, zaśmiewamy się, znowu chowamy i znowu szukamy. Ta zabawa może trwać bez końca. Czasem rodzice chcieliby przemieścić się trochę dalej i namawiają: tam dalej też będą drzewa i też będzie można robić a-kuku 🙂
Kałuża
Kto w kałuży maluje, świat odbity potrafi nam pod nogi wyłożyć niczym na fotografii, napisał w fajnym wierszu, wspomniany już w tym poście, mój Tata. Chodzimy po cudownych, tajemniczych kałużach, lepiącym buty i spodnie błocie. Dzisiaj nawet po chrupiącej, cienkiej warstewce lodu. Jeszcze nigdy nie odmówiliśmy sobie rodzinnego brodzenia po odwróconych obrazach świata. Gutkę informujemy tylko, że kałuża może być głęboka, albo że może zdarzyć się, że przemokną buty (buty Gutki dają radę i jakoś nigdy jeszcze nie przemokły). Nie muszę dodawać, że dziecko ma z tego chlupania ogromną frajdę!
Patik!
Patyki różnej wielkości i faktur. Drzewa i ich kora porośnięta mchem, powalona brzoza obrośnięta hubą, pień sosny, na który można się wdrapać. Szyszki wsadzane do kieszonki (to nie tak łatwo nauczyć się chować skarby w kieszonce kurtki). Krzak jałowca z kłującymi igłami i granatowymi owocami. Choineczka wielkości dziecka, sosna skrzypiąca na wietrze, porosty i zeszłoroczne igły. Las to super doświadczenie sensoryczne, poznawane ciałem i ruchem. Zbieramy i porzucamy patyki, rysujemy nimi po mokrym piasku, odkładamy na później i zapominamy o nich.
Ziuuuuu!
Zbieganie z omszałej górki, z różnych innych górek i wzniesień, zeskakiwanie z korzeni, rzucanie się przed siebie z piaszczystej wydmy, to zabawy które są od niedawna ulubionymi aktywnościami Gutki. Miło, jak ktoś dołączy i zbiega się razem: „Mama ziuuuu! Tata ziuuuu!” Potknięć, przewróceń przy tym co niemiara, ale tutejszy mech i piasek amortyzują każdy upadek i o żadnym ała! nie może być mowy. Czysta zabawa, w której ciało bezwładnie, ale pod pewną kontrolą toczy się z górki. To zabawa z błędnikiem, jak wirowanie, bujanie i skakanie, aktywność ilinx, według typologii Roger’a Caillois.

Bierzemy klika głębokich oddechów i wracamy. Świeże powietrze wykurzyło mikroby, a słońce skutecznie naładowało baterie. Guta zaraz pójdzie spać, a my będziemy mieć krótką chwilę dla siebie. #zostanwdomu najchętniej zamienilibyśmy za #zostanwlesie.
Lektury na dziś:
Roger Caillois, Żywioł i ład, wybór: A. Osęka, przeł. A. Tatarkiewicz, PIW, Warszawa 1973
Roger Caillois, Gry i Ludzie, przeł. Anna Tatarkiewicz, Maria Żurowska, Wyd. Volumen, Warszawa, 1997
Jadwiga Dobrzyńska, Falenica moja miłość po raz drugi, Wyd. DAMICO,Warszawa 1996.